Czy dobrowolna rezygnacja z dobrze płatnej pracy, w prestiżowej firmie, gdzie wynagrodzenie wpływa na konto z precyzją szwajcarskiego zegarka i jeszcze masz stałe godziny pracy jest normalne?
Takie pytanie zadałam sobie jakiś czas temu. Moi Klienci i kilka osób na rozmowie kwalifikacyjnej powiedziało mi, że tak właśnie zrobiło. Zakończyli pracę nie mając innej w zanadrzu. Ja tak nigdy nie zrobiłam, bo… nie musiałam. Powody odejść, gdzie inni pukają się w głowę, wiedząc, że masz rodzinę na utrzymaniu i kredyt we frankach, są różne.
Wypalenie zawodowe, nuda, kolejna prezentacja i tłumaczenie się nie ze swoich błędów, szef głupol, zmiana strategii firmy, z którą mocno się utożsamiasz i nie kumasz dokąd ta zmiana zmierza. Albo po prostu chcesz czegoś więcej, ale wiesz, że nie ruszysz z miejsca jak sam sobie nie dasz kopniaka, nie przetniesz pępowiny. I to działa. Bo wiele osób rusza z miejsca i ie tonie w długach i nie przymiera głodem.
Pamiętajcie jednak by na rozmowie rekrutacyjnej dobrze argumentować swoje dobrowolne odejście, bo w oczach rekrutera możecie zostać dziwolągiem, albo „być podejrzanym” o konflikt z szefem i rozstanie „za porozumieniem stron”.